...
Komentarze: 3
W czerwcu byłam służbowo w Szczawnicy. Po powrocie opowiadałam Arturowi o pięknie krajobrazów, spływie Dunajcem.. pokazywałam zdjęcia.. i obiecałam, że pojedziemy tam razem.. jeszcze w te wakacje... Tak się cieszył.. Zginął dwa dni przed planowanym wyjazdem.. To był jeszcze jeden cierń w sercu, tak strasznie bolało, że nie dotrzymałam słowa.. ze przecież obiecałam...
Tydzień po pogrzebie przyśnił mi się. Chodziliśmy po Parku Pienińskim, po najwyzszych szczytach, patrzyliśmy z góry na wijący sie Dunajec.. To było tak realistyczne, że niemal czułam zapach lasu i wilgoć powietrza. Nie widziałam go, ale wiedziałam, że tam jest, rozmawiałam z nim.. Po raz pierwszy i jak dotąd jedyny od jego śmierci obudziłam się dziwnie lekka.. z jakimś niewytłumaczalnym poczuciem jego bliskości. Ktos powiedział - a może to wcale nie był sen ? I tak własnie to czuję.. ścieżki, po których chodziłam z moim synem pamietam lepiej, niż te, które widziałam w rzeczywistości. To były nasze ostatnie wspólne wakacje.. chociaż to nie ja , a on mnie na nie zabrał.. Jak dotąd, więcej mi się nie przyśnił, choć tak bardzo proszę. Może nie ma czasu ? Ma tyle nowych miejsc do zwiedzenia.. wiem, że kiedyś i mnie po nich oprowadzi.. ale to nie umniejsza bólu..
A gdyby to było możliwe, otworzyłyby się na Twoje wołanie...
Dodaj komentarz