gru 29 2007

...


Komentarze: 5

Leżeliśmy w tym samym szpitalu, na innych piętrach. Oboje z wyrokiem śmierci. Wiedziałam, że on odejdzie pierwszy.. Wyjęłam z szafy czerwony szlafrok.. poszłam.. Tańczyłam na sali pełnej łóżek, a później zapytałam lekarza gdzie on jest. Spał odkryty, z głową tam, gdzie powinny być nogi. Mój mały, drobny chłopczyk. Usiadłam, a on otworzył oczy i zapytał - Jak to.. chcesz ze mną być ? - Tak kochanie, bardzo chcę z tobą być.. - To dobrze mamo, tak trzeba, bo inaczej idą do ziemi takie kokardki..

I obudziłam się. Pełna dziwnych uczuć. Radości, niepokoju, niezrozumienia i żalu, że obudziłam się tak wcześnie, że nie zdążyłam z nim porozmawiać.

Jakie kokardki..? Jakie kokardki synku ???

łatwopalna : :
latwopalna
30 grudnia 2007, 14:25
avi.. juz jakiś czas temu znalazłam "chwilę", żeby przeczytać cały Twój blog.. Pamiętam Prezesa.. Dzieci powinny właśnie skakać po łóżkach, a nie na nich umierać..:(
30 grudnia 2007, 01:46
Jak znajdziesz chwilę przeczytaj moją notkę z września 2007 pt. Prezes...Może to o Twoim synu?
29 grudnia 2007, 22:28
Chyba jesteś szczęściarą, bo przychodzi do ciebie we śnie…
Ja swojego syna po śmierci nie widziałam ani razu…
a tak bardzo bym chciała…
niestety, prawie przestałam śnić…
29 grudnia 2007, 15:12
sny często nie daja nam spokoju, ja też meczę się z wieloma, co oznaczają.. może do specjalisty powinnaś sie udac by rozwikłać ta zagadkę, w kazdym razie powodzenia :)
29 grudnia 2007, 10:12
Skojarzyło mi się z kokardkami, jakie niektórzy wiążą na wózkach... też są czerwone...

Dodaj komentarz