Furię Artur przyniósł ze śmietnika. Śliczne mało kociątko.. charakterek pokazała później :) Kochał ją z wzajemnością. Tylko jemu pozwalała robić ze sobą wszystko. Z dumą mówił - bo przecież ją uratowałem. Odeszła w kwietniu, w wyniku komplikacji po rutynowym zabiegu.. Bardzo płakał.. nie mół zrozumieć, że nic nie dało sie zrobić.. wierzył, że gdyby był, to na pewno by ją uratował..
Został po niej mały, śliczny kociak. Wczoraj, już jako roczny kot spadł z parapetu. Szóste piętro, to nawet jak na kota, wysoko.. Poobijany i wystraszony, trafił do lecznicy. Nie stwierdzono złamań, ani żadnych wewnetrznych obrażeń. Dzisiaj pokuśtykał do miski, a póżniej z trudem wgramolił mi sie na kolana. Patrzył na mnie tak, jakby chciał powiedzieć - wiesz, Artur znowu uratował kota..